Czwartek, 21.11.2024, imieniny: Janusza, Marii, Reginy

3251 km samotnej podróży rowerem - 10 pytań do Pawła Koch

  • 29.04.2016, 15:50 (aktualizacja 06.05.2016 08:04)
  • Marta Sambor/Wypoczynek i zdrowie
3251 km samotnej podróży rowerem - 10 pytań do Pawła Koch
Paweł Koch - 30-latek, który swoimi pasjami mógłby obdzielić kilku rówieśników. Z zawodu strażak i choć kocha swoją pracę, nie tylko wokół niej kręci się jego świat. Człowiek orkiestra - pasjonat alpinistyki, nurkowania, górskich wędrówek i przede wszystkim zamiłowany rowerzysta. W zeszłym roku zrobiło się o nim głośno, gdy w 30 dni samotnie dotarł rowerem do Aten, a wszystko dla swojej chorej na białaczkę przyjaciółki - pięcioletniej Jagody. Nie była to jednak pierwsza wyprawa dzielnego strażaka.

1. Jesteś aktywnych człowiekiem - strażak, zamiłowany alpinista, nurek. Skąd w Tobie akurat rowerowa pasja?

Jazdą rowerem zaraził mnie kolega Piotr, aktywny społecznik z Elbląga, a „sakwowo” zainspirował mnie pewien Anglik, który na rowerze objechał cały świat. Aktywności nauczyłem się w harcerstwie. Pewnie, gdybym kiedyś nie był w harcerstwie, spędzałbym teraz urlop leżąc na plaży. Znajomi pytają „czego ty jeszcze w życiu nie robiłeś?", ale to harcerstwo pokazało mi tyle możliwych kierunków i dróg.

2. Gdybyś miał przedstawić swoje rowerowo-podróżnicze CV?

Pierwsza moja podróż rowerowa to była  przejażdżka do Wygonina. To był taki pierwszy teścik z sakwami, jakieś 300 km w weekend. Po Wygoninie pojechałem w Bieszczady (7 dniowy trip), a później był już Paryż, Bornholm z przyjaciółmi i w zeszłym roku Ateny. Pomiędzy tymi dużymi wyprawami tak naprawdę dużo nie jeździłem. Jeżdżę rowerem na co dzień, więc nie muszę robić jakiś mega treningów.

3. Jak wyglądają przygotowania do Twoich rowerowych wypraw?

Ciężko podzielić przygotowania na etapy, ale zawsze jest plan trasy, ustalenie urlopu, zakupy i pierwsze pakowania. Nie ma zbyt wiele pracy przed.

W zeszłym roku mój rower kupiłem finalnie z tydzień przed wyjazdem, więc jechałem na mało przetestowanym sprzęcie. Choć zamówiłem go wcześniej, to o dziwo przyszedł nie taki jak powinien, Okazało się, że nie ma uchwytów … na bagażnik, czyli w sumie jednego z ważniejszych gadgetów. Pojechałem go oddać do Czech i koniec końców dostałem go z tydzień przed wyjazdem. Zdążyłem pojechać tylko testowo do Stegny i z powrotem. Największym testem była sama wyprawa, ale jak widać sprawdził się doskonale, bo oprócz napraw typowo "eksploatacyjnych" nic się nie zepsuło.

Jeśli chodzi o noclegi to można zaplanować, gdzie ewentualnie można nocować, ale te plany też często zmieniają się już w trakcie wyprawy. Zwykle śpię w namiocie, ale zdarzało mi się spać w hotelu np. w Berlinie. Siadłem i zarezerwowałem nocleg przez telefon już na miejscu. Są kraje, w których można nocować, dosłownie gdzie dusza zapragnie, np. w całej Norwegii można spać, gdzie się chce, byleby to nie był teren prywatny.

4. Nie korci Cię, żeby spróbować sił w zawodach - zdobyć jakieś rowerowe trofea?

Nie, ja zupełnie nie jestem osobą, która pcha się do rywalizowania. Zupełnie mnie to nie kręci. Ze sportów preferuję tylko indywidualne, w których wyczynowo sprawdza się samego siebie. Myślałem, żeby może kiedyś wziąć udział w zawodach typu Iron-man, ale musiałbym podszkolić pływanie. Oczywiście tylko dla siebie, a nie dla medalu, bo te mnie kompletnie nie kręcą.

5. Gdybyś miał dać radę komuś, kto chce pójść w Twoje ślady i wybrać się w daleką podróż rowerem - co jest najważniejsze? Czy laik dałby radę?

Nawet laik dałby radę, nie chodzi o kondycję tylko o samozaparcie dnia następnego. Wiadomo, że bolą nogi, ale nie trzeba ciąć od razu 150 km w 1 dzień, można też zrobić to samo w 4 dni, jak w trakcie mojej wyprawy na Bornholm. Trzeba mieć samozaparcie, żeby kolejnego dnia wstać i znów wsiąść na rower.

Najważniejsze jest samo nastawienie – chcę, mogę, pojadę i wrócę. Nawet nie trzeba mieć specjalnego sprzętu – mój rower nie jest wcale drogi. Jest zwykły, fabryczny (w granicach 2000-2500 zł). A koszt takiej 30-dniowej wyprawy to… powiedzmy 2 pensje. Taniej niż urlop zagraniczny all inclusive.

6. W odróżnieni do wyprawy do Francji, ostatnia Twoja podróż była jednocześnie akcją charytatywną na rzecz Jagódki chorej na białaczkę. Czy taki szczytny cel dodaje skrzydeł, czy czułeś jednak presję?

Presji może nie, ale gdy pojawiały się chwile zwątpienia to jednocześnie z tyłu głowy pojawiała się myśl, że to że bolą mnie nogi, czy pada deszcz to jednak mały problem, a ludzie mają większe problemy … nawet ci mali ludzie. I myślałem wtedy o Jagodzie.

7. Jakie są najczęstsze reakcje ludzi, których spotykasz po drodze?

Zawsze pozytywne. Ani razu nie czułem się zagrożony ze strony ludzi. Raczej musiałem uciekać przed hordami psów. Nawet w Albanii na stacji benzynowej, gdy chciałem napompować koło asystowało mi 4 miejscowych -  jeden trzymał pompkę, drugi trzymał pompkę z drugiej strony, trzeci nadzorował a czwarty naciskał guzik. Tak bardzo chcieli mi pomóc.

Zaskakiwały mnie kraje, przez które przejeżdżałem. Wydaje się, że Albania to taki zapuszczony kraj, a wbrew pozorom wszyscy są naprawdę przyjaźni. Poza stolicą i 3 kurortami, całą reszta to spora wieś. Jadę sobie drogą, a obok chłopak patykiem pogania krowę i krzyczy „beautiful bike”. W Albanii zaskoczył mnie też jeden warsztat rowerowy. Koleś siedział po środku 2 kupek dętek, tych do sklejenia i już sklejonych. Niestety tej do mojego roweru nie miał.

W zachodniej Europie mieszkańcy są doskonale oswojeni z rowerzystami. Na 900 km trasie przez Niemcy, aż 800 km jechałem ścieżkami rowerowymi. Oznakowanie i cała infrastruktura przygotowana w 100%. Nic tylko pola kukurydzy, a pomiędzy polami piękna ścieżka rowerowa z perfekcyjnymi znakami i ładnie wylanym asfaltem. Podobnie we Francji, Belgii.

8. W jednym z wpisów w wirtualnym dzienniku z podróży do Paryża zdradziłeś, że odcinki bez ludzi są najgorsze, czasem doskwiera monotonia. Zwykle podróżujesz samotnie. Dlaczego? Czy planujesz to zmienić?

To ma 2 strony medalu, jak jedziesz z kimś to, albo musisz kogoś gonić, albo na kogoś czekać, dlatego jeżdżę na tę chwilę sam, choć nie wykluczam zmian.

Samotność w drodze bardzo zmusza człowieka na otwarcie się na innych, już dłużej nie chcesz przebywać sam wiec musisz się otworzyć na innych. Czasem tylko się mija „na cześć – cześć”, a wielu zatrzymuje się i chce porozmawiać. Na campingu też mimowolnie zapoznaje się innych turystów. Sprawia mi ogromną przyjemność, gdy mogę w drodze przebywać sam, a na koniec dnia usiąść np. przy ognisku z nowo poznanymi ludźmi i pogadać. Za granicą do nowych znajomości ciągnie mnie sama ciekawość innej osoby, innej narodowości, nowinek podróżniczych. Pod Wieżą Eiffla spotkałem gościa z Anglii, który jechał dookoła świata z niesamowitym planem – jeździć po świecie i … masować ludzi. Miał nawet specjalnie przystosowany rower i w chwilę przerabiał go na krzesło do masażu. Za masaż np. nocował u ludzi. Jechał z poczuciem misji.

9. Czy możesz nam opowiedzieć o najbardziej zaskakującym zdarzeniu z jednej ze swoich wypraw?

Za granicą, w pewnym momencie skończyły mi się już dętki. Byłem w totalnie małym turystycznym mieście, nie było nigdzie sklepu rowerowego,  a klej z mojego małego zestawu turystycznego nie chciał się kleić przy 40 stopniach w słońcu. Wszystko po chwili odpadało. Zrezygnowany, z rowerem pod pachą zaszedłem do Ochotniczej Straży Pożarnej. Odetchnąłem z ulgą zwłaszcza, że całkiem życzliwie mnie przyjęli, poili wodą i pokazali swój sprzęt. Fajnie trafić na swoich i czuć taką więź „zawodową”. Jeden ze strażaków zawiózł mnie do … sklepu z częściami samochodowymi, gdzie bez problemu kupiłem dętki. Dostałem nauczkę i potem już w Albanii po dętki rowerowe też wiedziałem gdzie uderzyć – do sklepu motoryzacyjnego (jedyny sklep rowerowy w Albanii o jakim słyszałem jest w stolicy).

Zaskoczeniem była też niespodziewana wizyta w Atenach w szkole i ambasadzie polskiej. Jadę sobie na trasie, a tu telefon: „Łączę z panią konsul”. I tym samym dostałem zaproszenie. Przyjechałem tam po trasie, nieco spóźniony (pomyliłem  adres) w swoich rowerowych ciuchach i było bardzo miło.

10.  Był Paryż, była Grecja - to gdzie teraz nogi a właściwie koła poniosą?  Zdradź plany na ten rok.

Plany pojawiają się już na poprzedniej wyprawie, ale jak za szybko się o nich powie to … trzeba coś zmieniać. Zaplanowałem podróż na trasie: Litwa, Łotwa, Estonia, promem do Finlandii, Szwecji, Danii i powrót do Polski. Zrobię tym razem kółeczko prawie dookoła Morza Bałtyckiego. Już mam trasę w głowie, ale tak długich wypraw nie da się zaplanować zbyt szczegółowo. Możesz zaplanować niektóre noclegi, na których ci zależy, ale czasem również te plany się zmieniają. W drodze do Aten nie sądziłem, że pierwszego dnia dojadę aż do Torunia. Miałem przejeżdżać dziennie po 120 km, a przejechałem 180… A Toruń fajne miasto :)

Wiem jedno, tradycyjnie jadę we wrześniu. I jeśli będzie to znów podróż dedykowania, to na pewno będę wspierał Jagodę. Ciężej nie będzie mi się z tym jechało, a wręcz na odwrót. 

Dziękujemy Ci Pawle za rozmowę. Zdecydowanie zarażasz pasją. Czekamy na informacje o kolejnej podróży.

Marta Sambor/Wypoczynek i zdrowie

Zdjęcia (14)

Podpięte galerie zdjęć:
Wyprawa do Paryża 2014

Wyprawa do Paryża 2014

Pierwsza duża zagraniczna podróż - pierwsze minuty na miejscu

Podziel się:
Oceń:
TAGI:

Komentarze (1)

Dodanie komentarza oznacza akceptację regulaminu. Treści wulgarne, obraźliwe, naruszające regulamin będą usuwane.

sparks
sparks 05.05.2016, 10:28
Powodzenia w kolejnych wyprawach!

Zobacz także