Wydawałoby się, że to historia, jakich krąży po świecie wiele. Urodziwa szlachcianka zachwyciła Ernesta Ludwika – syna księcia Filipa. Młodzieniec przysiągł jej dozgonną miłość i obiecał małżeństwo. W znamienitym rodzie nie mogło jej dojść do takiego mezaliansu, więc dziedzic ożenił się z Zofią Jadwigą – córką księcia brunszwickiego. Załamana Sydonia wstąpiła do klasztoru.
Dalsze jej losy to historia ciągłych procesów o sprawy majątkowe, rodzinne i sąsiedzkie zatargi. Miała wielu wrogów, którzy podejrzewali ją o kontakty z siłami nadprzyrodzonymi, a że dziewczyna byłą zielarką – mieli ku temu powody. I wtedy rodzinę księcia Ernesta dosięgnęła seria nagłych zgonów. Członkowie rodu Gryfitów umierali w niejasnych i niespodziewanych okolicznościach. Wytłumaczenie szybko się jednak znalazło – klątwa. W momencie rozstania Sydonia miała grozić kochankowi, że nie minie 50 lat i jego ród wymrze. Postawili zarzut rzucenia klątwy, przywieźli na zamek, przesłuchiwali i torturowali, gdy szlachcianka nie przyznawała się do winy. Zamknięta w lochu musiała 8 lat czekać, żeby znów zobaczyć światło dzienne. Wtedy zapadł wyrok o egzekucji. Sydonia zarzekała się święcie, że nie nic wspólnego z czarami, ale mimo błagań o litość 19 sierpnia 1620 r. została ścięta w okolicach dawnej Bramy Młyńskiej (dzisiaj tereny nieopodal Muzeum Narodowego przy ul. Staromłyńskiej). Następnie jej ciało spalono na stosie.
Co by o tej historii nie mówić, faktem pozostaje, że członkowie rodu książęcego wkrótce po tych wydarzeniach zaczęli umierać, wszyscy. Tak zrodziła się legenda kobiety, która zniszczyła ród książąt pomorskich.