Tak jak amerykańskie służby meteorologiczne nadają imiona huraganom, tak i brytyjski Met Office od ubiegłego roku postępuje podobnie w odniesieniu do najsilniejszych sztormów. Doświadczenie pokazuje, że te noszące ludzkie imiona są poważniej traktowane przez Brytyjczyków niż te bezimienne. Ludzie dzięki temu lepiej przygotowują się na spotkanie z żywiołem i ponoszą z tej przyczyny mniejsze straty.
To psychologiczne podejście do przygotowywania ludzi do klęsk żywiołowych przećwiczyli już Amerykanie. Prowadzone przez nich badania wykazały nawet, że męskie imiona huraganów bardziej stresują ludzi niż żeńskie. W związku z tym, że te ostatnie są bardziej lekceważone, przynoszą więcej strat.
W nadchodzącym sezonie jesiennym sztormy uderzające w brytyjskie wybrzeża będą więc nosić kolejno imiona m.in. Angus, Kamil, Oisin i Wilbert. Tak, Kamil to polski wkład w brytyjską porę sztormową.
_______________________________
To też jest ciekawe! "Polskie Strefy" w katalogach biur podróży na wakacje 2017