Czwartek, 21.11.2024, imieniny: Janusza, Marii, Reginy

Żagle i własna tawerna - 10 pytań do Grzegorza Szymeli.

  • 12.02.2016, 08:04 (aktualizacja 12.02.2016 09:45)
  • Katarzyna Kuźma
Żagle i własna tawerna - 10 pytań do Grzegorza Szymeli.
Z założycielem Tawerny Podróżników KUBRYK w Opolu - o żaglach, o radościach i trudach podróży i o tym, jak pracę połączyć z pasją. Chcesz poczuć wiatr w żaglach? Dowiedz się jak to zrobić!

"Wołam dzisiaj wszystkich was,
Żeglujcie razem z nami.
W białych żaglach hula wiatr,
Poniesie nas z falami."
(Fragment "Hej Żeglarzu", wykonawca: Wodny Patrol, słowa i muzyka: Sławomir Dłoniak)

Pan Grzegorz Szymela wraz z żoną Ireną pasjonują się żeglarstwem, przepłynęli już tysiące mil morskich. W Opolu założyli wyjątkowe miejsce - dla tych, których pasją także są podróże i przygoda i dla tych, którzy dopiero szukają swojej drogi i inspiracji - Tawernę "Kubryk". Tawerna to karczma lub bar. Kubryk, to wspólne, wieloosobowe pomieszczenie mieszkalne załogi stosowane dawniej na okrętach i statkach. Wnętrze lokalu przypomina pokład statku! W czwartki odbywają się tu Kubrykowe spotkania podróżnicze.

1. Podobno jako nastolatek chciał  Pan zostać marynarzem?

Do czternastego roku życia byłem absolutnie przekonany że chcę być leśnikiem. Zawsze gdzieś na mojej drodze umiałem, nawet kącikiem oka, wychwycić najdrobniejszy ruch zwierząt. Zresztą nawet do tej pory intuicyjnie przykuwają moją uwagę. Dlatego zupełnie nieoczekiwanie ze stąpania po twardej ziemi cała moja wyobraźnia przebudowała się w stronę morza. Umieszczone na okładce książki "Powieść o korsarzach siedemnastego wieku" "Kapitan Blood" Rafael Sabatini było początkiem zmian. Przeczytałem ją naprawdę wiele razy. Dziś potrafię nie pamiętać o co mnie rano prosiła żona a dokładnie pamiętam całe obszerne zdania, które traktowałem jak busolę życia.

2. Każdy żeglarz stawia kiedyś ,,pierwsze kroki". Kiedy Pan ziścił swoje marzenie i rozpoczął przygodę z żeglarstwem?

Żeglowanie rozpocząłem w harcerskiej drużynie wodniackiej. Były to niekończące się manewry dochodzenia do boi, do pomostu i do "człowieka". Pod ręką instruktora zawsze było coś co utrzymywało się na wodzie i niespodziewanie wylatywało za burtę, okrzyk "człowiek za burtą !" rozpoczynał kolejną serię zwrotów. Krzykliwe wydawanie komend, wiosłowanie na wiele sposobów, wybijanie dzwonem szklanek, wymagająca etyka żeglarska, wszystko było urokliwe i jeszcze bardziej pobudzające wyobraźnie. W drużynie tej szczególnie traktowano pamięć żaglowców i ludzi na nich pływających. Mieliśmy do dyspozycji niewielki akwen słodkiej wody i każdy komu było dane pływać po morzu na harcerskim "Zawiszy Czarnym" był dla nas bożyszczem.

Cała zima szorowania papierem ściernym konserwowanych kadłubów nie była w stanie zniechęcić nas bo wierzyliśmy, że czeka wszystkich ta wielka przygoda na morzu jak pisał Sabatini - otwartym dla wszystkich. Mimo że mundur harcerski został odpsrzedany, a za pozyskane pieniądze wznieśliśmy kilka toastów "za tych co na morzu i za tych co pić nie mogą", to żeglowanie pozostało pragnieniem z którego nie rezygnowałem. Już po uzyskaniu stopnia sternika jachtowego zorganizowałem z Ireną, obecnie żoną, i naszymi przyjaciółmi rejs po Mazurach.

3. Jak wyglądała Pana Pierwsza dalsza podróż – kiedy złapał Pan morskiego „bakcyla”?

Pierwszy morski rejs odbyliśmy wspólnie z Ireną po Morzu Egejskim. Dodatkowym czarem pływania były niezwykłe, znane z historii miejsca i wyspy – między innymi Naxos, Hydra, Santorini. Jeszcze zanim rejs się skończył wiedzieliśmy, że chcemy to robić na przekór kołysaniu, chorobie morskiej, niewygodom w spaniu i gotowaniu.

4. Jaki był Pana najdłuższy rejs?

Nasz najdłuższy rejs rozpoczął się na Wyspach Kanaryjskich, skąd popłynęliśmy na Majorkę. Wtedy też najdłużej przebywaliśmy na otwartym morzu płynąc z Funchalu na Maderze do Kadyksu. To było niezwykłe doświadczenie - mycie zębów, toaleta, gotowanie, jedzenie, picie kawy, sterowanie, refowanie wszystko w przechyle i w górę i w dół. Trochę mocniej łódka się przechyliła, trochę mniej. Na fali wspinała się trochę wyżej, trochę niżej i znowu na bok i do góry, znowu do góry i trochę na bok i tak przez ponad cztery doby bez chwili przerwy! Proszę mi wierzyć, są tacy, którym to się podoba. Dla mnie takie rozkołysanie jest hipnotycznym doznaniem. Absolutnie relaksującym. Obcowanie z rozgwieżdżonym niebem, niezmąconym żadnym wielkomiejskim światłem jest nieprawdopodobnym przeżyciem. Przeniesienie poczucia bezpieczeństwa z mocnych czterech ścian pokoju na kołyszącą się łódkę, pod kopułą gwiazd jest nadzwyczajnym wzmocnieniem siebie, które pomaga w codziennym funkcjonowaniu.

5. Czy jakiś rejs wspomina Pan szczególnie?

Sporo było różnych wypraw. Szczęśliwie podczas naszych rejsów niewymagająca żeglarsko była słoneczna, piękna, pełna wysp Chorwacja. Najbardziej przypadła mi do gustu wyspa Lastowo. Doskonale też pamiętam wyprawę anonsowaną jako rejs w trudnych warunkach po Morzu Północnym, gdzie z reguły na przełomie marca i kwietnia rzeczywiście bywa ciężko. Było to moje pierwsze pływanie na dystansie innym niż od wyspy do wyspy w ciągu jednego dnia. Najpiękniejsze chwile spędzone na wodzie to chyba te podczas rejsów w Norwegi. Żeglowaliśmy po Lofotach od strony zarówno Bodo jak i Andenes. To magiczne miejsca pełne uroku, magii, majestatu. Wówczas doszło do najwspanialszego spotkania na morzu - podpłynęły do nas trzy orki, które na krótką chwilę wpłynęły pod jacht, po czym popłynęły dalej. Byliśmy tak zaskoczeni, że jedyną pamiątką są dwa zdjęcia i parę sekund filmu…

6. Spotkanie, które najbardziej utkwiło Panu w pamięci.

Na rejsie na Majorkę zobaczyliśmy takie miejsca i wyspy jak Lanzarotte, Maderę, Kadyks, Giblartar, Kartagene, Ibizę w końcu Las Palmas de Majorka. Żaden inny sposób nie był dla nas dostępny, aby tyle miejsc zwiedzić na raz. Do tego spotkania z delfinami, wysokie fale w cieśninie giblartarskiej, małpy na skałach Giblartaru, spotkanie w Kadyksie z młodą rodaczką pracująca jako kelnerka, której babcia mieszka na sąsiedniej do naszej ulicy w Gliwicach! Spotkanie z kapitanem żeglującym samotnie, bo z powodu wybuchu wulkanu na Islandi nie doleciała jego załoga. Nie sposób wszystkiego opowiedzieć... Trzeba wyruszyć i się przekonać czy czerpiemy z pływania przyjemność, czy też nie.


7. Jakie są trudy żeglowania?

Trudy rejsów zależą od miejsc w których się żegluje, od tras, które chce się pokonać, zależą też od tego, czy i w jakim stopniu jesteśmy podatni na chorobę morską. Choroba morska poza formą żołądkową ma też trochę depresyjną odsłonę. Pamiętam swoje myśli na początku rejsu z Porto na Gran Canarie (Hiszpania). Wypłynęliśmy i już pierwszej nocy trafiliśmy na niż zapowiadany w prognozie, ale z prognozowaną siłą wiatru do 35 węzłów. W rzeczywistości na mojej wachcie miał prędkość dochodzącą do 50 węzłów, na następnej ją przekroczył. Przejawem mojej choroby było przekonanie, że w życiu już nie zatęsknię za wielkimi morskimi podróżami. Następnego dnia nastąpiła zmiana, pomyślałem – OK. Może się jeszcze gdzieś wybiorę, ale nigdy nie będę namawiał nikogo do pływania, żeby czuł się tak podle jak ja. Trzeciego dnia wrócił w pełni apetyt i przekonanie, że dalej chcę to robić i że jest super.


8. Daleki rejs to przebywanie na małej powierzchni w większym gronie  – czy dochodzi wtedy do konfliktów?

Na takie rejsy jak ten wspomniany z reguły wybierają się ludzie, którzy wiedzą na co się piszą i że tego właśnie chcą. Schodząc do koi czujemy się bezpiecznie, wiedząc, że na danej wachcie stoją ludzie, którzy nie spowodują żadnych zagrożeń. Jest też oczywiście kapitan. Nigdy nie spotkałem się z sytuacją, by załoga wątpiła w kapitana, w jego doświadczenie i odpowiedzialność. W takich warunkach nie ma mowy o jakichkolwiek nieporozumieniach. Jeśli ktoś ma naturę konfliktową, to i na lądzie będzie psuł atmosferę. Rolą kapitana jest zapobieganie, rozwiązywanie problemów. 

Byłem na rejsach z osobami, które na morze wybrały się po raz pierwszy. Byli tacy, którzy przy żeglowaniu na wiatr i sporej fali potrafili położyć się w koi na dziobie i tacy, którzy ani na chwilę nie odstępowali relingu, mocno chorując. Jeżeli przestrzeń, wiatr, kolor morza zdominuje nasze doznania - będziemy chcieli pływać. Jeżeli będzie nam brakowało miejsca, przechylająca się łódka będzie budziła grozę, a przelewające się fale będą wiały nudą, nie wrócimy na morze. Trzeba wyruszyć i sprawdzić jak na żeglowanie reagujemy.

9. Jak narodził się pomysł na założenie Tawerny KUBRYK w Opolu. Kto występuje podczas spotkań podróżników?

Nie zostaliśmy dziedzicznie obciążeni pieniędzmi, trzeba pracować i zarabiać. Wtedy jak leciała manna z nieba – my byliśmy na morzu ;). Nadaliśmy lokalowi charakter, który nawiązuje do naszych pragnień związanych z podróżowaniem. Zamysłem od samego początku było, aby Kubryk był miejscem spotkań podróżników. Udało to się znakomicie. Nie chcę wymieniać kogokolwiek z nazwiska - wszyscy goście Kubryka są wspaniali! Byliśmy z uczestnikami wypraw na Kubie, w Nepalu, w Gruzji, Indiach, Chinach, zwiedzaliśmy Birmę, Oman, Turcję, Iran, wędrowaliśmy po  Bieszczadach, żeglowaliśmy w samotniczych regatach na Bałtyku, i najdalej na południe na Morzu Rossa. Wszystko dzięki relacjom naszych gości, którzy niejednokrotnie są przykładem na to, że nie trzeba wcale dużych pieniędzy, aby przeżyć doskonałą przygodę.

Niedługo czeka nas relacja z wyprawy autostopem przez całą Azję, mam nadzieję że dojdzie do spotkania i opowieści o Afryce. Jesteśmy zaszczyceni, że niektóre spotkania kolejnego Opolskiego Festiwalu Podróżniczego odbędą się właśnie w Kubryku.

10. Czego Państwu życzyć ?

Szczytem naszych marzeń byłoby mieć miejsce, gdzie spotykają się grupy osób po to, by wspólnie zaplanować jakąś wyprawę. Niekoniecznie na koniec świata. Może to być wyprawa nad jezioro turawskie, aby przywrócić do życia jakąś zapomnianą łódkę. Bylibyśmy zachwyceni, gdyby atmosfera Kubryka, spotkania podróżnicze były mobilizacją do takich działań. Bajką byłoby widzieć w naszym lokalu głowy dymiące pomysłami i chęciami do działania. Czekamy na taki gwar w naszym Kubryku. Na razie cieszymy się z gwaru jaki niosą koncerty odbywające się w naszych salach zwłaszcza te szantowe, bo słuchamy tej muzyki z największą przyjemnością.
 

Dziękuję za rozmowę!

TAWERNA PODRÓŻNIKÓW KUBRYK W OPOLU

http://www.kubryk.opole.pl/​

Facebook

Katarzyna Kuźma

Zdjęcia (9)

Podpięte galerie zdjęć:
Za sterem

Za sterem

Grzegorz Szymela z żoną Ireną.

Podziel się:
Oceń:
TAGI:

Komentarze (0)

Dodanie komentarza oznacza akceptację regulaminu. Treści wulgarne, obraźliwe, naruszające regulamin będą usuwane.


Zobacz także