Piotr Marek - z wykształcenia politolog, jest managerem, podróżnikiem i dziennikarzem. Od 10 lat związany ze środowiskiem mediów lokalnych w Polsce. Przez 2 lata pracował w Brukseli realizując audycje telewizyjne na zlecenie Parlamentu Europejskiego. Współautor bloga www.odkairudokapsztadu.pl nagrodzonego przez National Geographic. Obecnie Prezes Grupy Tipmedia sp. z.o.o - największej sieci mediów lokalnych w Polsce.
1. Witaj Piotrze. Twoja wyprawa od Kairu do Kapsztadu trwała prawie 2 miesiące - co skłoniło Cię do wyruszenia w tak długą podróż?
- Rok przed tą podróżą zmarł mój przyjaciel, z którym odwiedziłem między innymi Indie czy USA. Chciałem zrobić coś, co mógłbym mu zadedykować. Zawsze marzyłem o przejechaniu całej Afryki i stwierdziłem – dlaczego by nie. To właśnie Paweł – mój zmarły przyjaciel - powiedział kiedyś, że są w życiu rzeczy, wydarzenia, które nas definiują, sprawiają, że jesteśmy takimi właśnie ludźmi jakimi jesteśmy. Tą podróż afrykańską odbyłem dla niego.
2. Ile dokładnie trwała Twoja wyprawa, którędy przebiegała trasa i ile km zrobiłeś?
- Cała wyprawa trwała 55 dni. Odwiedziliśmy 9 krajów, przejechaliśmy ponad 20.000km w naprawdę ekspresowym tempie wzdłuż wschodniego wybrzeża Afryki zaczynając w Egipcie, potem odwiedzając Sudan, Etiopię, Kenię, Tanzanię, Malawi, Mozambik, Suazi i wreszcie RPA. Z tych 55 dni tylko 4 spędziliśmy nie przemieszczając się nigdzie. Łatwo policzyć, że średnio dziennie pokonywaliśmy ok 400km i to korzystając wyłącznie z lokalnych środków transportu – autobusów, stopa, pociągów, promu czy też motocykli.
3. Czy taka wyprawa wymaga jakiegoś szczególnego przygotowania fizycznego? Czy może się na nią zdobyć każdy?
- Taką wyprawę może odbyć każdy. Na pewno trzeba się do niej odpowiednio przygotować i wszystko zaplanować. Nam przygotowania zajęły prawie rok. Zrobiliśmy listę potrzebnych szczepień, wiz, research odnośnie każdego z krajów. Trzeba pamiętać, że trasa przebiegała na terenach gdzie zdarzają się porwania turystów np. okolice Somalii. Udało nam się także pozyskać patronat medialny m.in. National Geographic. Odnośnie do przygotowania fizycznego to taką podróż może odbyć każdy zdrowy, średnio wysportowany człowiek. Najcięższym fizycznie etapem było wejście na Kilimandżaro. To rzeczywiście kosztuje dużo sił i my na pewno nie byliśmy do tego odpowiednio przygotowani – zwłaszcza sprzętowo. Pomimo tego się udało.
4. Jechałeś z kimś? Nie obawiałeś się jakieś trudności z tym związanych? Jakimi środkami lokomocji podróżowałeś?
- Jechałem z Adrianem Krajewskim – moim przyjacielem ze studiów w Antwerpii. Na pewno było trochę niewiadomych. Dla Adriana to był pierwszy wyjazd do krajów tzw. 3go świata. Nie była to jednak pierwsza podróż, którą odbyliśmy razem i przez te 2 miesiące pokłóciliśmy się tylko raz. Padło parę męskich słów, wyjaśniliśmy sytuację i oczekiwania i potem podróżowało się już bardzo dobrze. Nie polecałbym podróżowania w ten sposób co my z obcą osobą. Jest 1000 rzeczy, o które można się pokłócić. Do tego dochodzi zmęczenie jazdą, niewyspanie, kiepskie jedzenie. Ale też te dobre elementy jak niezapomniane widoki czy poznani ludzie.
Tak jak wspomniałem podróżowaliśmy lokalnymi środkami transportu. Najczęściej były to absolutnie przeładowane autobusy, gdzie oprócz tłumu Afrykańczyków do środka musiały zmieścić się jeszcze kury czy też kozy. Nasze bagaże lądowały na dachu przywiązane jakimiś linami. Nie mam jakichś złych wspomnień poza bolącym tyłkiem.
5. Jakie rzeczy niezbędne są przy planowaniu takiej wyprawy? Czy było coś, czego nie przewidziałeś co w konsekwencji utrudniało ci wyprawę?
- Tak naprawdę potrzeba 3 rzeczy do odbycia takiej podróży. Musimy mieć pieniądze, wizy i szczepienia. My mieliśmy przede wszystkim problem z wizą do Sudanu, którą odbieraliśmy w Berlinie w dzień wylotu do Egiptu. Jeśli chodzi o szczepienia to bez tzw. Żółtej książeczki nie można wjechać na teren niektórych krajów. Na naszej liście oprócz tężca było to np. szczepienie przeciw żółtej febrze. Do tego mieliśmy dość rozbudowaną apteczkę. Oprócz leków na przeziębienie czy antybiotyków mieliśmy w niej leki przeciwmalaryczne oraz jako, że chcieliśmy wejść na Kilimandżaro to też leki związane z chorobę wysokościową. Generalnie dobrze się przygotowaliśmy do wyprawy i nie przypominam sobie by nam czegoś brakowało. Nie sposób zabrać wszystkiego podróżując 2 miesiące. Plecak trzeba nosić na plecach, a każda dodatkowa rzecz to dodatkowe kilogramy.
6. Co zrobiło na tobie największe wrażenie? Jakieś szczególne miejsce, wydarzenie?
- Dla mnie spełnieniem marzeń były odwiedziny w Dolinie Omo w Etiopii gdzie mogliśmy zobaczyć żyjące tam plemiona afrykańskie Bana oraz Murci. Tych wrażeń było bardzo dużo. Wejście na Kilimandżaro, safari z mnóstwem dzikich zwierząt, kościoły Lalibeli w Etiopii, jezioro Malawi czy też plaże Mozambiku. Mógłbym wymieniać tak długo.
8. Który moment wyjazdu był dla ciebie najtrudniejszy? Co dawało ci się bardziej we znaki i stanowiło większy problem – technika, sprzęt, warunki czy człowiek i jego natura, psychika? Jak dawałeś sobie radę ze słabościami i czy pojawiały się chwile zwątpienia? Niesnaski?
- Z Adrianem raz się pokłóciliśmy. Chyba to był najtrudniejszy moment choć przygód nie brakowało. Np. w Malawi nasz autobus zderzył się z beczkami przewożącymi odpady radioaktywne.Dla mnie podróżowanie jest oderwaniem od normalnego życia. Zmieniają się zupełnie zadania, otoczenie. Koncentrujemy się na znalezieniu środka transportu, noclegu, czegoś do jedzenia. Ja z natury nie narzekam więc to co nas spotykało – zepsuty autobus, czekanie kilku godzin na kolejny środek transportu, czasem paskudne jedzenie – przyjmuje jako część tej przygody. Nasz rekord bez prysznica to 5 dni. Po prostu nie było gdzie się umyć. Na szczęście od smrodu jeszcze nikt nie umarł, ale na to też nie mogę narzekać. Całe szczęście nie mieliśmy jakichś większych problemów. Zdarzały się takie sytuacje, że np. siedzimy w Kenii w barze, oglądamy mecz – wtedy odbywały się Mistrzostwa Świata w Piłkę Nożną w RPA – a tu nagle podchodzi do nas murzyn i mówi, abyśmy sobie najlepiej poszli bo właśnie kilku innych naradza się jak nas okraść. Takich ostrzeżeń słuchaliśmy. Często byliśmy zmęczeni – np. gdzieś w Mozambiku spaliśmy w czymś co przypominało stodołę, z blachą falistą na dachu, kłódką jako zamknięciem i mega niewygodnym łóżkiem, na którym materac pokryty był podartą folią zamiast prześcieradła co by kolejni lokatorzy nie zabrudzili. Ale to też przygoda. Jeśli bym już się czegoś doszukiwał to w Etiopii przeszkadzała mi ciągłe próby oszukiwania nas – na wszystkim – od butelki wody, po cenę biletu czy posiłku. Skala tego była okrutna.
9. Pierwsza rzecz jaką zrobiłeś po powrocie do domu?
- Wykąpałem się i rzuciłem na polskie jedzenie ;)
10. Czy ta wyprawa w jakiś sposób Cię zmieniła a otrzymana nagroda za BLOG ROKU wpłynęła jakoś na twoje dalsze decyzje związane z podróżowaniem ?
- Każda wyprawa czegoś uczy i trochę zmienia. Niestety, ale podróżowanie po trzecim świecie uodparnia na chęć doraźnego pomagania. Gdy podzieliłem się jedzeniem z etiopskimi dziećmi, a dla wszystkich nie starczyło, to pozostała grupa zaczęła mnie atakować i zrobiło się niebezpiecznie. To nauczyło, że trzeba wykształcić w sobie pewne znieczulenie na biedę, choroby tych ludzi – przynajmniej tak na zewnątrz. Raczej sugerowałbym pomoc poprzez np. działania Polskiej Akcji Humanitarnej czy też innej tego typu instytucji. Na pewno podróże uczą otwartości – na innych ludzi, inne kultury czy też religie. Bez tego nie wyobrażam sobie podróżowania.
Nagroda była fajnym docenieniem projektu, który nie miał mieć charakteru komercyjnego czy też promocyjnego. Podróż była od początku dedykowana Pawłowi. Znaczki z jego twarzą zrobione przez jego żonę Elizę zostawiliśmy m.in. na szczycie Kilimandżaro czy też w porcie w Kapsztadzie gdzie kończyliśmy wyprawę. Nagroda nie zmieniła też moich planów czy decyzji związanych z podróżami. Jest ich sporo, ale niestety jest to kwestia wyborów – obecnie te dalsze i dłuższe podróże muszą poczekać bo jestem w trakcie rozwijania swojej firmy. Dla mnie od dziecka gdy zaczytywałem się Tomkiem Wilmowskim podróże były spełnieniem marzeń. Jednym z nich jest opłynięcie kuli ziemskiej dookoła, ale nie chcę tego robić szybko, a w 2 lata. Ten plan będzie jednak musiał na realizację poczekać.
Dziękuję za rozmowę!